Wywiad - pytania
Natalia: Jak zaczęła się Pana przygoda z pisaniem i skąd czerpie Pan inspiracje do swoich książek?
p. Łukasz Wierzbicki: Nie byłbym pisarzem, gdybym nie zachwycił się historiami, prawdziwymi
historiami. Mam tu na myśli wielką podróż Kazimierza Nowaka rowerem przez Afrykę, czy przyjaźń
polskich żołnierzy z misiem Wojtkiem podczas II Wojny Światowej. Gdy poznałem te historie i
uświadomiłem sobie, że nie ma żadnych książek dla dzieci o Kaziku, o misiu Wojtku, a później o
innych moich bohaterach, jak Olek, czy Halinka, która pojechała motocyklem do Chin, poczułem, że
takie książki muszą powstać, że dzieci, że Wy – młodzi czytelnicy, musicie również poznać te historie,
bo trzeba je wydobyć. Te historie nam się przydadzą. One nas będą bawić, uczyć, inspirować.
Pomyślałem, że muszę znaleźć kogoś, kto napisze książkę o Kazimierzu Nowaku, taką dla dzieci, a
następna myśl była taka, że zamiast szukać kogoś, kto byłby pisarzem, kto by taką książkę napisał,
może ja sam spróbuję. Gdy pojawiła się ta myśl, wstałem z fotela, zacząłem chodzić po domu, nie
mogłem usiąść na miejscu, bo tak się ucieszyłem, że zrobię to – napiszę książkę, zostanę pisarzem i w
ten sposób spełnię swoje marzenie z dzieciństwa. I tak się zaczęło. Zacząłem układać spis treści,
wybierać przygody, kombinować, jak to opowiedzieć i po roku książka była gotowa. Tak zacząłem
moją drogę pisarza, która dzisiaj przywiodła mnie na ten fotel.
Ola: Co najbardziej podoba się Panu w Pana pracy jako pisarza, redaktora i podróżnika?
p. Łukasz Wierzbicki: Myślę, że największą frajdą jest to, co tutaj widzieliście przed chwilą, to, że te
historie rzeczywiście przydają się dzieciom – młodym czytelnikom. Te zasłuchane buzie uczniów w
szkołach gdy je odwiedzam w bibliotekach, te pytania i to, że opowiadając te historie, jak na przykład
o Olku Dobie kajakarzu, widzę w twarzach słuchaczy zaciekawienie, błysk w oku. Rumieniec pojawia
się na policzkach. Buzia się uśmiecha, uszy się nastawiają. To jest dla mnie najlepsza nagroda i
doping do dalszej pracy.
Lena: Jak długo pisze Pan książkę oraz jak przebiega i ile trwa proces jej wydawania?
p. Łukasz Wierzbicki: Różnie to bywa. Czasem udaje mi się stworzyć gotową książkę w 6-7 miesięcy,
czasem trwa to 7 lat, jak było z książką „Wokół świata na wariata”. Nigdy się nie śpieszę. Zawsze na
początku jest pomysł, idea, najczęściej prawdziwa historia, wokół której moją opowieść chcę osnuć.
Później trzeba podjąć decyzję, jak to ma być, kiedy zacząć, kiedy skończyć opowieść, bo to też nie jest
zawsze proste. Bohater mojej najnowszej książki Paweł Edmund Strzelecki objechał cały świat
dookoła, a ja postanowiłem, że nie będę opisywał całej jego podróży, a tylko ten fragment, który
dotyczy Hawajów, Nowej Zelandii i Australii, tylko na tym się skupię i tylko o tym będzie książka, a
o tym, że później jeszcze przez całą Azję podróżował, tego już nie będę pisał, tylko zakończę książkę
w momencie, kiedy opuszcza Australię. Zanim zacznę pisać, czytam dużo, pytam, dowiaduję się.
Warunkiem rozpoczęcia prac nad książką jest to, że muszę wiedzieć wszystko na ten temat, co mogę
znaleźć, czego mogę się dowiedzieć. Zanim zacząłem pisać książkę „Dziadek i niedźwiadek”
przeczytałem 50 książek o II Wojnie Światowej – pamiętników żołnierzy, wspomnień, wywiadów,
żeby poznać życie żołnierzy, żeby wiedzieć jak najwięcej na ten temat. Dopiero gdy poznałem te
historie, miałem w głowie tyle obrazów i czułem, jakbym przeżył to wszystko sam, wtedy zabrałem
się za pisanie. Było mi dużo łatwiej. Nie chciałbym takiej sytuacji, że książkę napisałem, a dopiero
później dowiedziałem się o jakiejś dodatkowej przygodzie. Byłbym zły, że tej przygody w mojej
książce nie ma, że się o niej nie dowiedziałam, bo zaniedbałem to moje przygotowanie do pracy.
Jagoda: Którą ze swoich podróży wspomina Pan najlepiej? Gdzie jeszcze chciałby się Pan wybrać?
p. Łukasz Wierzbicki: Każda podróż jest inna i trudno byłoby mi wybrać taką najważniejszą. Zawsze
miło wspominam Namibię – kraj w południowej Afryce. Może dlatego, że to była taka pierwsza
podróż rodzinna. Wtedy towarzyszył nam nasz syn Jonasz. Miał wtedy 7 miesięcy. Może dlatego, że
jechałem konno przez Namibię śladami bohatera mojej książki, Kazika, a może dlatego, że poznałem
tam fantastycznych ludzi, przyjaciół. Namibia jest pięknym, przyjaznym, ciekawym krajem. Bardzo
chciałbym tam kiedyś wrócić.
Orest: Którą ze swoich książek lubi Pan najbardziej i dlaczego?
p. Łukasz Wierzbicki: To pytanie często pada, a ja nigdy nie potrafię na nie odpowiedzieć, dlatego, że
te książki są moimi dziećmi i nie chciałbym żadnego z tych dzieci faworyzować, wyróżniać. Może to
najmłodsze dziecko w rodzinie zawsze wymaga najwięcej opieki i jemu najwięcej się poświęca uwagi,
więc być może, tak jest w moim przypadku teraz, najbliższa mojemu sercu jest książka, nad którą
aktualnie pracuję, czyli „Co hrabia porabia”. Każdą z historii, którą opisałem w książkach bardzo
lubię. Zresztą moje książki by nie powstały, gdyby historie, które w nich opisałem, nie chwyciłyby
mnie za serce i nie sprawiłyby, że się zaangażowałem ze wszystkimi możliwymi emocjami i
uczuciami w tworzenie tych opowieści.
Matylda: Kim chciał Pan zostać w dzieciństwie? Czy lubi Pan swoją pracę, czy jest ona Pana pasją?
p. Łukasz Wierzbicki: Zamiłowanie do książek i nawet tworzenie książek, to była moja pasja, gdy
byłem dzieckiem. Zawsze kochałem czytać i też bawiło mnie tworzenie własnych książek w zeszytach
w kratkę. Pokazywałem dzisiaj tutaj jeden z przykładów. Nie zawsze było tak prosto, bo poszedłem na
studia ekonomiczne, a później pracowałem w banku przez 3 lata. Strasznie źle się w tym banku
czułem. Nie wiedziałem dlaczego. Po prostu nie byłem bankowcem. Zabłądziłem do tego banku.
Pewnego dnia zdjąłem krawat, rzuciłem go przez ramię. Powiedziałem – dziękuję bardzo, uciekam
stąd, nie gońcie mnie, już tu nie wrócę. Zacząłem robić inne rzeczy w moim życiu, organizować
koncerty, spektakle teatralne, kabaretowe. A potem, gdy miałem 33 lata, pojawiła się ta myśl o
stworzeniu książki „Afryka Kazika”. Wtedy przypomniałem sobie o marzeniu z dzieciństwa i może
dlatego byłem taki podekscytowany, że mogę to marzenie spełnić. Dzisiaj dobrze się czuję robiąc to,
co robię. To też nie zawsze jest łatwa praca, oczywiście. Są też podróże po Polsce, godziny za
kierownicą, czasem nocowanie w hotelu, gdy jadę na spotkania autorskie do odległego miasta, ale
wtedy przychodzą takie chwile, kiedy sobie myślę: „ten dzień był udany, mnóstwo dobrych emocji,
książki trafiły w dobre ręce czytelników, będą ich cieszyć”. I następnego dnia znowu rano się budzę i
chcę jechać na kolejne spotkanie autorskie. Tego nie czułem, pracując w banku. Rano budziłem się i
musiałem się zmuszać żeby się przebrać w garnitur i maszerować do miejsca mojej pracy, a dzisiaj
wygląda to inaczej. Do banku już nie wrócę, mam nadzieję.
Marysia: Skąd czerpać inspirację do napisania książki, gdy jest się w szkole podstawowej? Prosimy o
udzielenie kilku wskazówek młodym pisarzom i dziennikarzom tworzącym szkolną gazetkę.
p. Łukasz Wierzbicki: Uważnie się rozglądać, słuchać ludzi. Zobacz, ja o Kaziku dowiedziałem się od
dziadka, bo dziadek mi opowiadał, o misiu Wojtku od sąsiadki, która słuchała radia. Jak usłyszała o
misiu, zadzwoniła do mnie, zaprosiła mnie na kawę i opowiedziała mi. Kolega zasugerował mi, żebym
napisał o Olku, a potem Olek opowiedział mi o swoich wszystkich przygodach - bohater książki. Czyli
rozmawiajmy z ludźmi, słuchajmy, co mają nam do powiedzenia, bo wokół nas są ludzie, którzy noszą
w sobie różne, dobre pomysły, historie. Kiedyś byłem u kolegi i kolega powiedział mi – Łukasz, ja,
jak jadę na rower, to się lubię odstrzelić, jak żaba na zastrzyk. „Jak żaba na zastrzyk” – fajne,
zapamiętałem sobie to określenie „odstrzelić się, jak żaba na zastrzyk”, wyobraziłem sobie taką żabę i
użyłem tego określenia w książce „Wokół świata na wariata”. Spotykają takiego elegancika i mówią,
zobacz, odstrzelił się, jak żaba na zastrzyk. Czyli znów, kolega mi podrzucił jakiś fajny pomysł, który
wykorzystałem w książce. Podobno pisarze to takie pijawki, które wysycają różne dobre pomysły ze
wszystkiego dookoła. Czytać, podróżować, rozglądać się, słuchać, a czasem te pomysły po prostu
zrodzą się w naszej głowie, nawet nie wiadomo kiedy. Stoję na czerwonym świetle w samochodzie,
czekam na zielone, a pomysł jest, więc biorę kartkę, długopis, notuję. Kierowcy trąbią na mnie, że
mam jechać, a ja mówię – spokojnie, spokojnie, pisarz ma pomysł, musi zanotować, bo zapomni. Nie
trąbcie. Jak stoi taki samochód, to znaczy, że tam jakiś pisarz siedzi i pisze książkę na skrzyżowaniu.
Namawiam was do jeszcze jednego, jeśli będziecie pisać, napiszcie coś, odłóżcie to na tydzień, dwa,
na miesiąc, a potem przeczytajcie i poprawcie. Zobaczycie, że to nie jest nigdy tak, że coś napiszemy i
to jest od razu gotowe i fajne. Ja poprawiam czasem swoje książki po dwadzieścia, kilkadziesiąt razy,
a potem odkładam i znowu czytam – o nie, tutaj to słowo jest niepotrzebne, a tutaj jeszcze mogę to
dopisać. Tak jak malarz maluje obraz. Najpierw jest szkic, później poprawia. Gdy komponuje się
piosenkę, to to też trwa czasami rok, a potem piosenka trwa trzy minuty. Kucharz, gdy gotuje,
najpierw wlewa wodę, potem coś doprawi, dosypie, później mówi – „czegoś tu jeszcze brakuje”,
jeszcze raz spróbuje i jeszcze coś zmieni. Tak samo jest z pisaniem. To jest ciężka praca i żeby coś z
niczego powstało, to trzeba się czasem napracować. Ale to jest przyjemna praca, jeżeli ktoś to lubi.
Życzę wam sukcesów, życzę wam frajdy, żebyście znaleźli te swoje pasje. Pytajcie się codziennie, co
ja lubię robić, kiedy się czuję dobrze i jak napiszecie coś fajnego, to prześlijcie. Chętnie poczytam.